wtorek, 2 grudnia 2014

Bransoletki z muliny

Brak komentarzy:
Hej! Dziś chciałabym wam trochę opowiedzieć na temat bransoletek z muliny, które niegdyś królowały na korytarzach podstawówek i gimnazjów. Jak dziś jest, to niestety nie mam pojęcia, bo gimnazjum skończyłam cztery lata temu, a a podstawówki, w której uczy się mój brat, już tak często nie odwiedzam, ze względu na odległość, która mnie od niej dzieli, więc nie mam jak zauważyć czy dzieciaki wciąż je noszą. Aczkolwiek będąc jeszcze w liceum, nie zauważyłam, by było to modne wśród dzieci i młodzieży, a szkoda, bo to naprawdę rozwija kreatywność i zdolności manualne.
Swoją przygodę z muliną zaczęłam będąc w gimnazjum. Chciałam znaleźć swoją pasję i myślę, że właśnie to nią jest. W końcu jestem teraz na pierwszym roku studiów, a dalej się w to 'bawię'. Ale wróćmy do tematu. Nie wiem jak to ze mną jest, ale nie potrafiłam ogarnąć najprostszej jodełki czy pasków. Nic mi nie wychodziło, za to bardzo szybko nauczyłam się robić bransoletki z napisami i to właśnie one rozpoczęły moją naukę plecenia ich. Szybko okazało się, że dość dobrze mi to wychodzi i inni zaczynali prosić mnie, by i im zrobić bransoletkę z jakimś napisem, więc zaczęłam troszeczkę zarabiać do swojego kieszonkowego. Jednak nie chciałam poprzestać wyłącznie na bransoletkach z napisami, więc wzięłam się do pracy i zaczęłam się uczyć robić inne bransoletki, które innym także przypadły do gustu. Problem w tym, że nawet jeśli robiłam zamówienie dla kogoś, to niechętnie je potem oddawałam, bo każda nowo powstała bransoletka była dla mnie bardzo ważna, nie miałam takiej kombinacji kolorów i chciałam ją zostawić dla siebie. Ale niestety, obiecałam, to musiałam oddać. Jednak swoje bransoletki bardzo niechętnie komuś pożyczałam, bo przez to straciłam naprawdę sporą kolekcję, przez co przestałam robienia ich, nie chciałam, by moja ciężka praca, bo naprawdę bolą po tym palce, ginęła w czyichś rękach. Jednak od pewnego czasu, bodajże po maturze, znów wróciłam do tworzenia bransoletek. Miałam lepszy dostęp do kupowania muliny, dzięki czemu nie musiałam się martwić o to, że w sklepie w mojej wsi nie będzie koloru o odcieniu, który mi jest potrzebny. Miałam do dyspozycji całą gamę kolorów i we wszelakich pasmanteriach czułam się jak ryba w wodzie, a mama musiała mnie siłą stamtąd wyciągać. To musiał być naprawdę komiczny widok. Gdy kobieta ciągnie za rękę dorosłą już dziewczynę, bo ta chce nacieszyć się widokiem muliny i czuć ją w dłoniach.
Obecnie jestem posiadaczką 31 bransoletek i wciąż ich przeżywa. Ponieważ mimo iż życie studenckie jest dość intensywne, bogate w nowe doświadczenia i naukę (Ten kto powiedział, że student żyje od sesji, do sesji, ten kłamał!), to zawsze wygospodaruje sobie trochę czasu (Głównie nocą.) na splecenie nowej bransoletki. Doszłam już do takiego stopnia zaawansowania, że nawet dość skomplikowaną bransoletkę potrafię wykonać w góra trzy dni, przez co co chwilę na moich rękach pojawiają się nowe bransoletki. I mimo tego, iż powoli docieram do wieku z dwóją z przodu, to dalej lubię je nosić. Pokazują moją ciężką pracę i moją duszę, bo w końcu noszę te, które sama zrobiłam, bo mi się spodobały i chciałam je mieć, a nie dlatego, że biżuteria musi mi pasować do ubrania i nic o mnie nie mówi. Chociaż nie powiem, bransoletki, które aktualnie mam na rękach, zawsze pasują kolorystycznie do ubioru, poza jedną, którą noszę codziennie, jest to bransoletka z moją grupą krwi, bo nigdy nie wiadomo, gdy ta informacja będzie potrzebna, prawda? 
Poniżej moja kolekcja. Proponuję kliknąć na zdjęcia, wtedy nie są aż tak rozciągnięte i znacznie lepiej je oglądać.

Moje dwa najnowsze nabytki. Moja grupa krwi i Patryk z kreskówki Spongebob.

Początki tworzenia, jak widać jeszcze nie bardzo potrafiłam dobierać kolory.
Wszelkiego rodzaju jodełki.
Pracowanie z koralikami wciąż jest dla mnie problematyczne.
Fiolet, niebieski i róż, to moje ulubione kolory bransoletek.
A najbardziej uwielbiam motywy zwierzęce!
Szablon wykonany przez Tyler